Nad samym brzegiem jeziora, w drewnianym domu z trzema oknami spozierającymi na ulicę mieszkał mąż z żoną, Gabriel i Kamila. Bardzo się kochali, można rzec bez pamięci. Kiedy Gabriel gdziekolwiek się wybierał, czy to na czas krótki, czy na dłużej, to się bardzo czule żegnali. Kamila obejmowała i całowała męża.
Pewnego razu Kamila mówi:
- Gabrielu, mąka się kończy, nie mam z czego piec chleba.
- Dobrze – odpowiada Gabriel – jutro raniutko pojadę do młyna, tego najbliższego, myślę, że pod wieczór będę z powrotem.
Następnego dnia Gabriel i Kamila wstali przed świtem, zjedli śniadanie. Gabriel położył na wóz dwa worki żyta, zaprzągł konia, założył kożuch, walonki, siadł na wóz i pojechał. Jedzie, a dusza niespokojna, jakby czegoś zapomniał. Może – myśli – zapomniałem wziąć pieniądze, żeby zapłacić za mielenie. Sprawdził kieszenie – nie, nie zapomniałem, są. I tak rozmyślając dojechał do Rogatki. I w tym momencie przypomniał sobie... Zawrócił konia i galopem przez całe miasto wrócił do domu. Kamila zdziwiła się widząc wracającego męża i przestraszyła się, pomyślała, że coś się wydarzyło niedobrego.
- Co się stało, czemu wróciłeś? – zapytała kiedy Gabriel wszedł do domu.
- Nie pocałowałaś mnie na do widzenia, to i wróciłem – odpowiedział.
Kamila mocno objęła męża i pocałowała. Wyszedł z domu siadł do wozu i pojechał do młyna. A wieczorem szczęśliwie powrócił z mąką.