W dalekiej krainie potężnego Wschodu,
Gdzie bajki się rodzą, gdzie cudów jest świat,
W złocistych promieniach gorącego słońca,
Wirował motylek tak cudny jak kwiat.
I lekko fruwając z kielicha na kielich,
Szczęśliwy, spokojny i dumny jak król,
W błękitach przestworza wirując bez troski,
Nie zaznał co rozpacz, tęsknota i ból.
On słuchał zefiru cichutkie szemranie,
I elfów skrzydlatych upajał go chór.
A potok burzliwy szumiący w oddali,
Przecudne te dźwięki niósł ku szczytom gór.
Wtem wicher się zerwał. I uniósł motyla
Do kraju gdzie ciemny zieleni się gaj,
Gdzie łąk szmaragdowych wzorzyste kobierce,
Gdzie strumyk srebrzysty, gdzie słoneczny maj.
I ujrzał motylek: Nad brzegiem strumyka
Co lśnił się jak tęcza i był pełen złud,
Cud–ważka — skrzydełka turkusem świecące
Kąpała w błękicie kryształowych wód.
Ach, poznał motylek potęgę miłości,
Co śle nam cierpienia, tęsknotę i ból,
Lecz ważka–kokietka — śmiała się radośnie…
Do łąk szmaragdowych i złocistych pól.
Tak życie niekiedy wyprawia nam gody,
Gdzie błędnych ogników upaja nas czar.
A duszy swej skarby i urok swobody
Na ołtarz błyskotek składamy jak dar.